Większość widzów zna ból nieznośnego kaca po imprezie.Podejście do niego jest zupełnie inne, gdy pojawia się po udanym wieczorze. Niestety, uczucie po obejrzeniu "Kac Vegas w Bangkoku" (nie mogę
Większość widzów zna ból nieznośnego kaca po imprezie.Podejście do niego jest zupełnie inne, gdy pojawia się po udanym wieczorze. Niestety, uczucie po obejrzeniu "Kac Vegas w Bangkoku" (nie mogę się powstrzymać – gratulacje dla tłumaczy!) nie należy do najprzyjemniejszych. To jak przypominanie sobie nieciekawych fragmentów urwanego filmu z ostatniej balangi.
W drugiej części mamy do czynienia z ekipą znaną z "Kac Vegas", czyli z męskim Philem (Bradley Cooper), z pozoru spokojnym i poczciwym Stu (Ed Helms) świrniętym Alanem (Zach Galifianakis) oraz już ustatkowanym Stu (Justin Bartha). W nawiązaniu do pierwowzoru znów pojawia się ten sam schemat, zmienia się jedynie miejsce – tym razem akcja rozgrywa się w Bangoku, mieście, które owiane jest tajemnicą i (podobno) wchłania ludzi. Kumple przybywają na ślub Stu, który po toksycznym związku z poprzednią partnerką wybrał na przyszłą żonę piękną Tajkę, Lauren (Jamie Chung). Jego marzenia o spokojnym "wieczorze kawalerskim" przy popołudniowym obiadku i soczku pomarańczowym oczywiście spełzają na niczym. Wieczorne piwo przy ognisku kończy się pobudką w obskurnym hotelu w centrum Bangoku. Skąd my to znamy?
Niespodziewanie oryginalny scenariusz "Kac Vegas" przyciągnął dwa lata temu do kin tłumy widzów. Zrealizowany przy niewielkim budżecie obraz stał się hitem na całym świecie, a co za tym idzie, przyszedł pomysł na zrobienie drugiej części (czego polscy tłumacze nie przewidzieli...). Niestety, "Kac Vegas w Bangkoku" to typowy odgrzewany kotlet. Powraca wcześniej wspomniany motyw ślubu i wieczoru kawalerskiego, zmieniają się jedynie skutki uboczne oraz miejsce. Widz od razu wie, czego może się spodziewać, scenariuszowi brak elementów zaskoczenia. Chociażby wystarczy wspomnieć wizytę w tajskim nocnym klubie, w którego przedstawieniu wykorzystano obiegowe teorie na temat "Tajek". Stu ponownie okalecza swoje ciało, Alan przyznaje się do "podkręcenia" imprezy, a Phil stara się ogarnąć ten bałagan. Reżyser, Todd Phillips, podąża utartą ścieżką ku osiągnięciu dużych zysków kosztem kieszeni widza, bo czy chce on ponownie płacić za to samo? Ano, chce. I na tym zapewne będzie polegał fenomen tego filmu, bo kto polubił paczkę kumpli ładujących się w tarapaty, nie omieszka zobaczyć ich po raz drugi, nieważne, że w słabszym wydaniu.
"Kac Vegas w Bangkoku" jest komedią wtórną, bazującą głównie na sukcesach pierwszej części. Specyficzny, typowo amerykański humor zapewne nie trafi do wymagających odbiorców, ale z pewnością doskonale usytuuje się wśród spragnionych letniej rozrywki, niedzielnych widzów kin. W tej kategorii bowiem film sprawdza się znakomicie. Obejrzeć, pośmiać się, zapomnieć. Ot, taka rada, żeby uniknąć poseansowego kaca.